Wpisy archiwalne w kategorii
> 200 km
Dystans całkowity: | 727.15 km (w terenie 6.00 km; 0.83%) |
Czas w ruchu: | 29:33 |
Średnia prędkość: | 24.61 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.28 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 242.38 km i 9h 51m |
Więcej statystyk |
Na Jasną Górę
Wyruszyłem po 5 nad ranem, by dotrzeć na wejście na jasnogórskie wały Pieszej Pielgrzymki Tarnowskiej. Ruszyłem drogą na Tarnów, w Wadowicach órnych skręciłem w prawo i bocznymi drogami przebiłem się na Szczucin. Tam drogą krajową dojechałem do Buska Zdrój, gdzie mgła towarzysząca mi całą drogę ustąpiła, ale tylko do wyjazdu z miasta. Odbiłem na Pińczów i tam na rynku zjadłem śniadanie. Dalej jechałem bocznymi drogami przez Wodzisław, Sędziszów, gdzie wreszcie słońce wyszło zza chmur i przyjemniej się jechało. W Szczekocinach na drogę krajową, którą dotarłem pod Częstochowę. Tam skręciłem w las i dotarłem do pielgrzymek. Mieleckie grupy, były na samym początku, toteż musiałem wyprzedzić parę grup. Równo na 14 dotarłem pod klasztor. Postoje udało mi się zredukować w sumie do 40 minut, z czego jestem zadowolony, ale za to żadnych zdjęć nie zrobiłem... Powrót autobusem z pielgrzymami, a o rewerek całą drogę się martwiłem, by się mu nic w bagażniku nie stało...
- DST 210.34km
- Czas 08:10
- VAVG 25.76km/h
- VMAX 55.44km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze
Więcej niż trzysta
Obudziłem się po 4 i o 5.15 wyruszyłem z Mielca. Na początku było tochę zimnawo, ale powoli się rozgrzewałem razem ze wschodzącym słonkiem. Ruszyłem na Tarnów, tam bocznymi drogami i częściowo czerwonym szlakiem rowerowym dojechałem do Brzeska. Szukałem konkretnego adresu, by wrzucić list do odpowiedzniej skrzynki... Zeszło mi z tym pół godzinki. Ruszyłem drogą krajową w stronę Nowego Sącza. Tuż przed setnym kilometrem zrobiłem sobie pierwszy odpoczynek i zjadłem drugie śniadanko. Spokojnie dojechałem do Sącza, mozolnie się wspinając w Tęgoborzy. Tam wypiłem na szybko Shake, kupiłem soki w Biedronce i ruszyłem na Krzyżówkę, bo tam umówiłem się z kolegą. Zaczęły się lekkie górki i kryzys, ale na 14 tam wdrapałem się. Przywitałem się i padła decyzja, że zjeżdżamy do Krynicy, pogadamy i coś zjemy. W Krynicy wpadliśmy na Orlen, bo Wikti chciał kółka podpompować. Dał 4 bary w tył na maks. 4,5, przejechaliśmy 500m i trach. Kapeć... Ja miałem tylko do swoich większych kółek zapas, więc pojechałem zakupić dętkę, a on w tym czasie miał powoli iść do parku zdrojowego. Wymieniając mu dętkę zauwazyłem, że opona jest rozcięta. Przepompował czy to już wcześniej było, bo wymieniał w Mieclu dętkę niedawno i przejechał zaledwie 10 km, a może na coś najechał? Opona i dętka to Kendy. Mi również niedawno poszła Kenda. Tracę zaufanie do tej firmy. To już razem poszliśmy po tę oponę. Był tylko jakiś szeroki klog Vee - Rubber i ledwo co się zmieścił, a po podpompowaniu na Orlenie podobno się nie mieści. Podpobno, bo się przy Orlenie rozstaliśmy, bo czas mi było wracać, a on wypoczywa w Tyliczu. Podjeżdżałem na krzyżówkę razem z innym cyklistą i razem też kawałek zjeżdżaliśmy w kierunku Grybowa. Jechało się już dalej dobrze. W Ciężkowicach się chwilkę w Skamieniałym Miasteczku zatrzymałem. W Tuchowie odezwał się mó żołądek i domagał się obiadku, bo na trasie zjadłem tylko 2 kanapki, 2 Snickersy i Prince Polo. Na szybko zjadłem Tortillę i ruszyłem na Mielec. Powoli się ściemniało, więc założyłem kamizelkę i dotarłem bezpiecznie do Mielca na godzinę 22.
Zrobiłem raptem kilka zdjęć, bo nie miałem za dużo czasu na zatrzymywanie się... To już w drodze powrotnej, odpoczywam w rezerwacie Skamieniałe Miasto.
Jest nowy rekord życiowy i prędko go pewnie nie pobiję...
Taka ciekawostka: ważę kolejne 2 kg mniej, a w przeciągu miesiąca już 10 kg, mimo, że jestem dość szczupły... Muszę się chyba lepiej odżywiać...
Zrobiłem raptem kilka zdjęć, bo nie miałem za dużo czasu na zatrzymywanie się... To już w drodze powrotnej, odpoczywam w rezerwacie Skamieniałe Miasto.
Na skałce 'Ratusz' w Ciężkowicach© Szalony
Jest nowy rekord życiowy i prędko go pewnie nie pobiję...
Taka ciekawostka: ważę kolejne 2 kg mniej, a w przeciągu miesiąca już 10 kg, mimo, że jestem dość szczupły... Muszę się chyba lepiej odżywiać...
- DST 316.10km
- Teren 6.00km
- Czas 12:45
- VAVG 24.79km/h
- VMAX 67.28km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 lipca 2009
Kategoria Wyprawy, > 100 km, Trzy kółka, > 200 km
Dzień 5: Powrót do Mielca ze Szczawnicy
Wstałem o 5.30 i zeszło mi godzinę zanim się spakowałem, zwinąłem namiot i włożyłem to wszytsko na Extrwheela, razem koło dodatkowych 30 kilo do ciągnięcia. Jeszcze pożegnalna rundka po Szczawnicy, kilka fotek i jazda na 969.
W Łącku zatrzymałem się na śniadanie - kupiłem coś do picia i drożdżówki. Następnie szukałem po stacjach benzynowych kompresora, coby mi się łatwiej jechało, bo ręcznie dużego ciśnienia nie nabiłem po ostatnich kapciach... Dopiero w Nowym Sączu się udało na Orlenie, tam też się znów posiliłem... Wjechałem na 28 i tam dopadł mnie kryzys - może to przez słabe śniadanie - tak, że ciężko mi było wciągnąć 20 km/h, a dodatkowo zaczęy się kolejne górki. Jakoś udało mi się przez nie przebrnąć, a na zjazdach musiałem się ograniczać do 50 km/h ze względu na ładunek ciągnięty za sobą. Raz się zdażyło, że chwilę przyczpka mną zaczęła bujać, ale bardziej przyhamowałem i było już ok. Producent deklaruje bezpieczną prędkość 40 km/h na zjazdach i moim zdaniem jest to mocno zaniżone. Tą drogą krajową jechałem przez Grybów, Gorlice, Biecz - gdzie uzupełniłem płyny w bidonach - i w Siepietnicy odbiłem w lewo. Za kilkanaście km dotarłem do celu pośredniego, Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenie w Czermnej, gdzie odbywał się Oazowy Dzień Wspólnoty. Przyjechałem tam na kwadrans przed 1 i jak się okazło - ku mojej uciesze - jeszcze przed Mszą, podczas której zaczęło lać. Po spotkaniu z wieloma znajomymi, mszy i nabożeństwie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, przed 17 ruszyłem w lekkim deszczyku w kierunku Pilzna, by zdążyć przed kolejną burzą.
Dotarłem na 73, a w Pilznie odbiłem na remontowaną 4, którą dojechałem do dębicy. Tam odwiedziłem siostrę babci, by złożyć jej życzenia imieninowe i zjeść śniadanie/ obiad/kolację? Wcześniej zjadłem 2 drożdżówki, jabłko, czekoladę i nieświadomie, że jest piątek hot-doga - można toewentualnie pod śniadanie podpiąć. W tym czasie dojechała samochodem rodzinka, również z życzeniami, a ja wyruszyłem do Mielca drogą nr 985. Pop wyjeździe z dębicy zorientowałem się, że nie mam obudowy światełka na Extrawheelu i prawdopodobnie ją zgubiłem zahaczając o furtkę - jak się później okazało moje przypuszczenia były słuszne. Na 180 kilometrze, tuż przezd tabliczką informującą, że zaczyna się Mielec złąpałem kapcia w tylnym kole. kilka km później dotarłą rodzinka wracająca z Dębicy, więc moja decyzja była jedyna sensowna, ponieważ zapasowa dętka byłą przebita: biorę dętkę i oponę z Extrawheela, a go wsadzam do samochodu, a sam jadę do domku. Tak oto trzecie koło okazało się po raz kolejny bardziej przydatne niż myślałem :) Po 'uwolnieniu' się z 30 kg bagażu ruszyłem szybko kiwając się na boki - za dużo z nim jechałem i moje lekkie kontry środka ciężkości roweru weszły mi w nawyk, oraz mocniejsze dępnięcie by przyspieszyć :D Pozajechałem w Mielcu jeszcze w kilka miejsc i byłem już w domu.
Pożegnanie ze Szczawnicą© Szalony
W Łącku zatrzymałem się na śniadanie - kupiłem coś do picia i drożdżówki. Następnie szukałem po stacjach benzynowych kompresora, coby mi się łatwiej jechało, bo ręcznie dużego ciśnienia nie nabiłem po ostatnich kapciach... Dopiero w Nowym Sączu się udało na Orlenie, tam też się znów posiliłem... Wjechałem na 28 i tam dopadł mnie kryzys - może to przez słabe śniadanie - tak, że ciężko mi było wciągnąć 20 km/h, a dodatkowo zaczęy się kolejne górki. Jakoś udało mi się przez nie przebrnąć, a na zjazdach musiałem się ograniczać do 50 km/h ze względu na ładunek ciągnięty za sobą. Raz się zdażyło, że chwilę przyczpka mną zaczęła bujać, ale bardziej przyhamowałem i było już ok. Producent deklaruje bezpieczną prędkość 40 km/h na zjazdach i moim zdaniem jest to mocno zaniżone. Tą drogą krajową jechałem przez Grybów, Gorlice, Biecz - gdzie uzupełniłem płyny w bidonach - i w Siepietnicy odbiłem w lewo. Za kilkanaście km dotarłem do celu pośredniego, Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenie w Czermnej, gdzie odbywał się Oazowy Dzień Wspólnoty. Przyjechałem tam na kwadrans przed 1 i jak się okazło - ku mojej uciesze - jeszcze przed Mszą, podczas której zaczęło lać. Po spotkaniu z wieloma znajomymi, mszy i nabożeństwie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, przed 17 ruszyłem w lekkim deszczyku w kierunku Pilzna, by zdążyć przed kolejną burzą.
Czermna© Szalony
Dotarłem na 73, a w Pilznie odbiłem na remontowaną 4, którą dojechałem do dębicy. Tam odwiedziłem siostrę babci, by złożyć jej życzenia imieninowe i zjeść śniadanie/ obiad/kolację? Wcześniej zjadłem 2 drożdżówki, jabłko, czekoladę i nieświadomie, że jest piątek hot-doga - można toewentualnie pod śniadanie podpiąć. W tym czasie dojechała samochodem rodzinka, również z życzeniami, a ja wyruszyłem do Mielca drogą nr 985. Pop wyjeździe z dębicy zorientowałem się, że nie mam obudowy światełka na Extrawheelu i prawdopodobnie ją zgubiłem zahaczając o furtkę - jak się później okazało moje przypuszczenia były słuszne. Na 180 kilometrze, tuż przezd tabliczką informującą, że zaczyna się Mielec złąpałem kapcia w tylnym kole. kilka km później dotarłą rodzinka wracająca z Dębicy, więc moja decyzja była jedyna sensowna, ponieważ zapasowa dętka byłą przebita: biorę dętkę i oponę z Extrawheela, a go wsadzam do samochodu, a sam jadę do domku. Tak oto trzecie koło okazało się po raz kolejny bardziej przydatne niż myślałem :) Po 'uwolnieniu' się z 30 kg bagażu ruszyłem szybko kiwając się na boki - za dużo z nim jechałem i moje lekkie kontry środka ciężkości roweru weszły mi w nawyk, oraz mocniejsze dępnięcie by przyspieszyć :D Pozajechałem w Mielcu jeszcze w kilka miejsc i byłem już w domu.
- DST 200.71km
- Czas 08:38
- VAVG 23.25km/h
- VMAX 50.90km/h
- Temperatura 22.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze