Wpisy archiwalne w kategorii
> 100 km
Dystans całkowity: | 3093.57 km (w terenie 108.90 km; 3.52%) |
Czas w ruchu: | 127:10 |
Średnia prędkość: | 24.33 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.85 km/h |
Liczba aktywności: | 21 |
Średnio na aktywność: | 147.31 km i 6h 03m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 3 października 2010
Kategoria > 100 km
Do Krakowa
Wyruszyłem koło południa z Mielca do Tarnowa, gdzie spotkałem się z bratem. Jako że przyjemnie się jechało, odrzuciłem od razu możliwość pojechania dalej pociągiem i dojechałem równo ze zmrokiem do Krakowa.
- DST 142.14km
- Teren 5.00km
- Czas 05:44
- VAVG 24.79km/h
- Sprzęt Mongoose 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 lipca 2010
Kategoria > 100 km
Do MB Czermeńskiej i na Liwocz
Wstaję o 7, powoli się zbieram, tak że dopiero przed 9 wyruszam. Zamyślony pojechałem dłuższą trasą, zamiast prosto przez kładkę nad Wisłoką, ruszyłem na most i tam sobie przypomniałem gdzie mam jechać. Nadłożenie drogi niewielki, tylko parę km. Dalej lekkimi pagórkami wśród pól.
Za Różą odbijam w lewo na szutrową drogę, by skrócić trasę, ale potem źle skręcam i zamiast prosto do Chotowej dojeżdżam do Czarnej, tylko dlatego, że nie chciało mi się na mapę zerknąć zrobiłem dodatkowe 10 km. Niby nic, ale zależało mi na czasie, y jak najszybciej dotrzeć do celu. Potem przez Pilzno i drogą na Jasło. Przed mostem nad Wisłoką odbijam w prawo na Jodłową. Wita mnie znak ślepa ulica. Myślę, że rowerkiem jakoś się przedostanę. Wielka woda podmyła most w Zagórzu, na szczęście da się jeszcze po nim chodzić. Pierwszy większy podjazd w Jodłowej daje mi trochę w kość, lekkie zmęczenie i upał. Zjazd do Dębowej, a tam większymi pagórkami docieram do celu - Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Czermnej i odbywający się tam oazowy Dzień Wspólnoty. Tradycyjnie, bo już 3 rok z rzędu docieram tam rowerem, tylko wtedy to był element wyprawy - do Tylicza i ze Szczawnicy. Na górce, gdzie widać i słychać co się dzieje w Kościele zmieniam ubranie na "cywilne" i dołączam do mszy św. z biskupem.
Po eucharystii dłuższa pogawędka z siostrą i znajomymi, zakup soku i ruszam na Liwocz. Podjazd ciężki, a jeszcze większe zmęczenie, upał, stromizna, teren, brak przełożenia i stosunkowo cienkie opony tego nie ułatwiają mi dostania się na górę tym pieszym szlakiem, więc odcinkami muszę podprowadzać rower. Udaje się tam dłuższy odpoczynek i kontemplacja na wieży nad pięknem okolicy...
Szybki zjazd kamienistą drogą do Brzysk, gdzie kończy mi się mapa. Pytam jak najlepiej się dostać do głównej drogi na Jasło napotkanego tubylca, który kieruje mnie na Jodłową, twierdząc, że wcześniej przeprawy na drugi brzeg Wisłoki nie ma. Niezbyt uradowany, tym że znów będę musiał wpełzywać na tą samą górkę ruszam,a sił niewiele mi zostało. Tuż przed nią w Dębowej zatrzymuję się w sklepie. Podjazd od tej strony mniej stromy i przyjemniejszy. Przed Pilznem wyprzedza mnie na milimetry banda buraków, jadących w białym Fiacie Bravo (1995–2001) o numerach RST K707, czymś mnie uderzając (ręka, butelka, pasek, nie mam pojęcia). Szans dogonić ich nie miałem, więc jadę dalej. Za chwilę przejeżdżając nad 4 widzę koreczek w stronę Dębicy. Myślę, że wieśniaki mogą tam stać, więc warto spróbować tamtędy pojechać. Mijam samochody stojące w koreczku do samej Dębicy, a buraków ani śladu. Może to lepiej dla nich, albo dla mnie. Na podjeździe zaczynają mnie skurcze w łydkach łapać, więc zatrzymuję się w sklepie w Dębicy przegryzam coś i przepijam i ruszam dalej lewym brzegiem Wisłoki przez Przecław. W Książnicach widać było nisko latające samoloty nad Wisłoką - pewnie opryski na komary, dzień minął, a już jakby ich mniej.
Droga w Róży© Szalony
Za Różą odbijam w lewo na szutrową drogę, by skrócić trasę, ale potem źle skręcam i zamiast prosto do Chotowej dojeżdżam do Czarnej, tylko dlatego, że nie chciało mi się na mapę zerknąć zrobiłem dodatkowe 10 km. Niby nic, ale zależało mi na czasie, y jak najszybciej dotrzeć do celu. Potem przez Pilzno i drogą na Jasło. Przed mostem nad Wisłoką odbijam w prawo na Jodłową. Wita mnie znak ślepa ulica. Myślę, że rowerkiem jakoś się przedostanę. Wielka woda podmyła most w Zagórzu, na szczęście da się jeszcze po nim chodzić. Pierwszy większy podjazd w Jodłowej daje mi trochę w kość, lekkie zmęczenie i upał. Zjazd do Dębowej, a tam większymi pagórkami docieram do celu - Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Czermnej i odbywający się tam oazowy Dzień Wspólnoty. Tradycyjnie, bo już 3 rok z rzędu docieram tam rowerem, tylko wtedy to był element wyprawy - do Tylicza i ze Szczawnicy. Na górce, gdzie widać i słychać co się dzieje w Kościele zmieniam ubranie na "cywilne" i dołączam do mszy św. z biskupem.
Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Czermnej© Szalony
Po eucharystii dłuższa pogawędka z siostrą i znajomymi, zakup soku i ruszam na Liwocz. Podjazd ciężki, a jeszcze większe zmęczenie, upał, stromizna, teren, brak przełożenia i stosunkowo cienkie opony tego nie ułatwiają mi dostania się na górę tym pieszym szlakiem, więc odcinkami muszę podprowadzać rower. Udaje się tam dłuższy odpoczynek i kontemplacja na wieży nad pięknem okolicy...
Krzyż na Liwoczu© Szalony
Widok z Liwocza na Czermną© Szalony
Widok z Liwocza© Szalony
Szybki zjazd kamienistą drogą do Brzysk, gdzie kończy mi się mapa. Pytam jak najlepiej się dostać do głównej drogi na Jasło napotkanego tubylca, który kieruje mnie na Jodłową, twierdząc, że wcześniej przeprawy na drugi brzeg Wisłoki nie ma. Niezbyt uradowany, tym że znów będę musiał wpełzywać na tą samą górkę ruszam,a sił niewiele mi zostało. Tuż przed nią w Dębowej zatrzymuję się w sklepie. Podjazd od tej strony mniej stromy i przyjemniejszy. Przed Pilznem wyprzedza mnie na milimetry banda buraków, jadących w białym Fiacie Bravo (1995–2001) o numerach RST K707, czymś mnie uderzając (ręka, butelka, pasek, nie mam pojęcia). Szans dogonić ich nie miałem, więc jadę dalej. Za chwilę przejeżdżając nad 4 widzę koreczek w stronę Dębicy. Myślę, że wieśniaki mogą tam stać, więc warto spróbować tamtędy pojechać. Mijam samochody stojące w koreczku do samej Dębicy, a buraków ani śladu. Może to lepiej dla nich, albo dla mnie. Na podjeździe zaczynają mnie skurcze w łydkach łapać, więc zatrzymuję się w sklepie w Dębicy przegryzam coś i przepijam i ruszam dalej lewym brzegiem Wisłoki przez Przecław. W Książnicach widać było nisko latające samoloty nad Wisłoką - pewnie opryski na komary, dzień minął, a już jakby ich mniej.
- DST 163.21km
- Teren 10.00km
- Czas 06:54
- VAVG 23.65km/h
- VMAX 61.53km/h
- Temperatura 28.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 kwietnia 2010
Kategoria > 100 km
Do Mielca - lekkie zdziwienie
Z rana na jazdy do OESu (ok. 5km). Pakuję się i kwadrans po 11 wyruszam z Krakowa do domu z dodatkowymi 11 kg na bagażniku. Jadę przez Niepołomice, Świniary, Szczurową, Żabno, Dąbrowę Tarnowską i Radomyśl Wielki docieram po 16.30 do Mielca. Przez całą trasę słońce świeci, prawie bezwietrznie, kręcę normalnie. W garażu przyglądam, się dokłądniej wskazaniom licznika, a tu średnia powyżej 27 km/h na takiej trasie z takim bagażem na tym rowerze. Zaskoczyło mnie pozytywnie, może jakiś miała na to wpływ zmiana mostka z 120 mm na 140 mm? Ostatnio też trochę więcej niż zwykle kręciłem.
Zamek Królewski w Niepołomicach© Szalony
- DST 144.66km
- Czas 05:17
- VAVG 27.38km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 kwietnia 2010
Kategoria > 100 km
Do Krakowa
Wstaję po 6, patrzę za okno, a tu ledwo kreska powyżej zera, a zaplanowałem wstępnie wyjazd na 7, by spokojnie przed 14 dojechać do Krakowa. Niespiesznie się zbieram, pakuje sakwy i wyruszam późno, tuż przed 8. Trochę się ociepliło. Jazdę w kierunku Radomyśla Wielkiego, tuż przed nim zatrzymuję się, by ściągnąć lekka czapkę spod kasku, za kolejne kilkanaście km ściągam wiatrówkę oraz nogawki. W międzyczasie zagaduje mnie przejeżdżający starszy Pan i po paru minutach dostaję zaproszenie na spotkanie w Dąbrowie Tarnowskiej od świadka jehowy, abym z nim pojechał i odpoczął godzinę na ich naukach (temat już zapomniałem). Odmawiam i ruszam dalej przez Żabno, Zabawę i Szczurową, po drodze zatrzymuję się na stacji benzynowej, by uzupełnić płyny. W Świniarsku skręcam na Bochnię i jadę pod wiatr i dostaję się do Puszczy Niepołomickiej. Tu odpoczywam i zjadam kanapki ruszam dalej przez Niepołomice i wzdłuż Wisły równo o 14 wjeżdżam do Miasta Królów Polskich objętego monitoringiem wizyjnym. wzdłuż budującej się linii tramwajowej i docieram na mieszkanie. Po drodze bardzo mały ruch, a rodzina straszyła, że będzie tyle samochodów, że jechać mi będzie ciężko, a do Krakowa nie wjadę... Tam zaś pusto wszędzie, cicho wszędzie. Wziąłem jeszcze szybki prysznic i poszedłem spóźniony w okolice Rynku, pożegnać Pana Prezydenta i Pierwszą Damę...
Cmentarz wojskowy w Biskupicach Radłowskich - jeden z wielu znajdujących się w okolicy© Szalony
Ładna droga w lesie za Wał-Rudą© Szalony
I do tego pusta...© Szalony
- DST 140.26km
- Teren 0.50km
- Czas 05:32
- VAVG 25.35km/h
- VMAX 47.05km/h
- Temperatura 19.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 września 2009
Kategoria > 100 km
Brzesko
Wyruszyłem z Mielca równo o 9 i w Brzesku o 12 już byłem. Tam chwilę pojeździłem, spotkałem się z Kasią. Z powrotem trudno mi było się rozkręcić i średnia znacznie spadła. Droga spokojna, bez przygód...
- DST 169.68km
- Teren 12.00km
- Czas 06:32
- VAVG 25.97km/h
- VMAX 44.85km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 września 2009
Kategoria > 100 km
Popołudniowa przejażdżka do Tarnobrzega
Po 16 wyruszyłem do Tarnobrzega. Jechało się bardzo przyjemnie i na miejscu przy zalewie po byłej kopalni siarki "Machów" średnia prędkość wynosiła ponad 33 km/h. Tam zrobiłem kilka zdjęć i ruszyłem w kierunku Rzezszowa.
W Nowej Dębie zrobiłem odpoczynek przy torach LHSu i zjadłem Snickersa.
W Cmolasie odbiłem w prawo, a potem prosto do Mielca, gdzie byłem jeszcze przed 20.
Zalew Machów© Szalony
Mapka zalewu© Szalony
W Nowej Dębie zrobiłem odpoczynek przy torach LHSu i zjadłem Snickersa.
Odpoczynek przy torach LHSu© Szalony
W Cmolasie odbiłem w prawo, a potem prosto do Mielca, gdzie byłem jeszcze przed 20.
- DST 105.60km
- Czas 03:37
- VAVG 29.20km/h
- VMAX 62.73km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 sierpnia 2009
Kategoria > 100 km
Pierwsza setka na ostro
Wyruszyłem koło 10 do Dębicy. Tam wypiłem Shakk'a, poszedłem do nowej galerii zobaczyć co tam jest i przy dworcu hotdoga zjadłem. Wracając spontanicznie skręciłem w prawo do obozu zagłądy w Pustkiowie. Stamtąd bocznymi, aczkolwiek szerokimi, prostymi, równymi, prawdopodobnie jeszcze poniemieckimi (w okolicy wytwórnia rakiet v1/v2, obóz pracy i poligon) i jak na swoije lata w doskonałym stanie, dotarłem do Ocieki, tam ostre pożarło sznurówkę lewego buta i rozdarło ją na 3 części. Buta na szczęście udało mi się z resztek jakoś związać. kilka km dalej napotkałą mnie krótka ulewa, którą przeczekałem na przystanku. Dotarłem szybko do domu. Wieczorkiem pokręciłęm się trochę po mieście na Dni Mielca (jutro nawet Budka Suflera wystąpi :)) i do Grzesia.
- DST 102.67km
- Czas 04:01
- VAVG 25.56km/h
- VMAX 44.10km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt Ostre koło
- Aktywność Jazda na rowerze
Na Jasną Górę
Wyruszyłem po 5 nad ranem, by dotrzeć na wejście na jasnogórskie wały Pieszej Pielgrzymki Tarnowskiej. Ruszyłem drogą na Tarnów, w Wadowicach órnych skręciłem w prawo i bocznymi drogami przebiłem się na Szczucin. Tam drogą krajową dojechałem do Buska Zdrój, gdzie mgła towarzysząca mi całą drogę ustąpiła, ale tylko do wyjazdu z miasta. Odbiłem na Pińczów i tam na rynku zjadłem śniadanie. Dalej jechałem bocznymi drogami przez Wodzisław, Sędziszów, gdzie wreszcie słońce wyszło zza chmur i przyjemniej się jechało. W Szczekocinach na drogę krajową, którą dotarłem pod Częstochowę. Tam skręciłem w las i dotarłem do pielgrzymek. Mieleckie grupy, były na samym początku, toteż musiałem wyprzedzić parę grup. Równo na 14 dotarłem pod klasztor. Postoje udało mi się zredukować w sumie do 40 minut, z czego jestem zadowolony, ale za to żadnych zdjęć nie zrobiłem... Powrót autobusem z pielgrzymami, a o rewerek całą drogę się martwiłem, by się mu nic w bagażniku nie stało...
- DST 210.34km
- Czas 08:10
- VAVG 25.76km/h
- VMAX 55.44km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze
Więcej niż trzysta
Obudziłem się po 4 i o 5.15 wyruszyłem z Mielca. Na początku było tochę zimnawo, ale powoli się rozgrzewałem razem ze wschodzącym słonkiem. Ruszyłem na Tarnów, tam bocznymi drogami i częściowo czerwonym szlakiem rowerowym dojechałem do Brzeska. Szukałem konkretnego adresu, by wrzucić list do odpowiedzniej skrzynki... Zeszło mi z tym pół godzinki. Ruszyłem drogą krajową w stronę Nowego Sącza. Tuż przed setnym kilometrem zrobiłem sobie pierwszy odpoczynek i zjadłem drugie śniadanko. Spokojnie dojechałem do Sącza, mozolnie się wspinając w Tęgoborzy. Tam wypiłem na szybko Shake, kupiłem soki w Biedronce i ruszyłem na Krzyżówkę, bo tam umówiłem się z kolegą. Zaczęły się lekkie górki i kryzys, ale na 14 tam wdrapałem się. Przywitałem się i padła decyzja, że zjeżdżamy do Krynicy, pogadamy i coś zjemy. W Krynicy wpadliśmy na Orlen, bo Wikti chciał kółka podpompować. Dał 4 bary w tył na maks. 4,5, przejechaliśmy 500m i trach. Kapeć... Ja miałem tylko do swoich większych kółek zapas, więc pojechałem zakupić dętkę, a on w tym czasie miał powoli iść do parku zdrojowego. Wymieniając mu dętkę zauwazyłem, że opona jest rozcięta. Przepompował czy to już wcześniej było, bo wymieniał w Mieclu dętkę niedawno i przejechał zaledwie 10 km, a może na coś najechał? Opona i dętka to Kendy. Mi również niedawno poszła Kenda. Tracę zaufanie do tej firmy. To już razem poszliśmy po tę oponę. Był tylko jakiś szeroki klog Vee - Rubber i ledwo co się zmieścił, a po podpompowaniu na Orlenie podobno się nie mieści. Podpobno, bo się przy Orlenie rozstaliśmy, bo czas mi było wracać, a on wypoczywa w Tyliczu. Podjeżdżałem na krzyżówkę razem z innym cyklistą i razem też kawałek zjeżdżaliśmy w kierunku Grybowa. Jechało się już dalej dobrze. W Ciężkowicach się chwilkę w Skamieniałym Miasteczku zatrzymałem. W Tuchowie odezwał się mó żołądek i domagał się obiadku, bo na trasie zjadłem tylko 2 kanapki, 2 Snickersy i Prince Polo. Na szybko zjadłem Tortillę i ruszyłem na Mielec. Powoli się ściemniało, więc założyłem kamizelkę i dotarłem bezpiecznie do Mielca na godzinę 22.
Zrobiłem raptem kilka zdjęć, bo nie miałem za dużo czasu na zatrzymywanie się... To już w drodze powrotnej, odpoczywam w rezerwacie Skamieniałe Miasto.
Jest nowy rekord życiowy i prędko go pewnie nie pobiję...
Taka ciekawostka: ważę kolejne 2 kg mniej, a w przeciągu miesiąca już 10 kg, mimo, że jestem dość szczupły... Muszę się chyba lepiej odżywiać...
Zrobiłem raptem kilka zdjęć, bo nie miałem za dużo czasu na zatrzymywanie się... To już w drodze powrotnej, odpoczywam w rezerwacie Skamieniałe Miasto.
Na skałce 'Ratusz' w Ciężkowicach© Szalony
Jest nowy rekord życiowy i prędko go pewnie nie pobiję...
Taka ciekawostka: ważę kolejne 2 kg mniej, a w przeciągu miesiąca już 10 kg, mimo, że jestem dość szczupły... Muszę się chyba lepiej odżywiać...
- DST 316.10km
- Teren 6.00km
- Czas 12:45
- VAVG 24.79km/h
- VMAX 67.28km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 lipca 2009
Kategoria Wyprawy, > 100 km, Trzy kółka, > 200 km
Dzień 5: Powrót do Mielca ze Szczawnicy
Wstałem o 5.30 i zeszło mi godzinę zanim się spakowałem, zwinąłem namiot i włożyłem to wszytsko na Extrwheela, razem koło dodatkowych 30 kilo do ciągnięcia. Jeszcze pożegnalna rundka po Szczawnicy, kilka fotek i jazda na 969.
W Łącku zatrzymałem się na śniadanie - kupiłem coś do picia i drożdżówki. Następnie szukałem po stacjach benzynowych kompresora, coby mi się łatwiej jechało, bo ręcznie dużego ciśnienia nie nabiłem po ostatnich kapciach... Dopiero w Nowym Sączu się udało na Orlenie, tam też się znów posiliłem... Wjechałem na 28 i tam dopadł mnie kryzys - może to przez słabe śniadanie - tak, że ciężko mi było wciągnąć 20 km/h, a dodatkowo zaczęy się kolejne górki. Jakoś udało mi się przez nie przebrnąć, a na zjazdach musiałem się ograniczać do 50 km/h ze względu na ładunek ciągnięty za sobą. Raz się zdażyło, że chwilę przyczpka mną zaczęła bujać, ale bardziej przyhamowałem i było już ok. Producent deklaruje bezpieczną prędkość 40 km/h na zjazdach i moim zdaniem jest to mocno zaniżone. Tą drogą krajową jechałem przez Grybów, Gorlice, Biecz - gdzie uzupełniłem płyny w bidonach - i w Siepietnicy odbiłem w lewo. Za kilkanaście km dotarłem do celu pośredniego, Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenie w Czermnej, gdzie odbywał się Oazowy Dzień Wspólnoty. Przyjechałem tam na kwadrans przed 1 i jak się okazło - ku mojej uciesze - jeszcze przed Mszą, podczas której zaczęło lać. Po spotkaniu z wieloma znajomymi, mszy i nabożeństwie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, przed 17 ruszyłem w lekkim deszczyku w kierunku Pilzna, by zdążyć przed kolejną burzą.
Dotarłem na 73, a w Pilznie odbiłem na remontowaną 4, którą dojechałem do dębicy. Tam odwiedziłem siostrę babci, by złożyć jej życzenia imieninowe i zjeść śniadanie/ obiad/kolację? Wcześniej zjadłem 2 drożdżówki, jabłko, czekoladę i nieświadomie, że jest piątek hot-doga - można toewentualnie pod śniadanie podpiąć. W tym czasie dojechała samochodem rodzinka, również z życzeniami, a ja wyruszyłem do Mielca drogą nr 985. Pop wyjeździe z dębicy zorientowałem się, że nie mam obudowy światełka na Extrawheelu i prawdopodobnie ją zgubiłem zahaczając o furtkę - jak się później okazało moje przypuszczenia były słuszne. Na 180 kilometrze, tuż przezd tabliczką informującą, że zaczyna się Mielec złąpałem kapcia w tylnym kole. kilka km później dotarłą rodzinka wracająca z Dębicy, więc moja decyzja była jedyna sensowna, ponieważ zapasowa dętka byłą przebita: biorę dętkę i oponę z Extrawheela, a go wsadzam do samochodu, a sam jadę do domku. Tak oto trzecie koło okazało się po raz kolejny bardziej przydatne niż myślałem :) Po 'uwolnieniu' się z 30 kg bagażu ruszyłem szybko kiwając się na boki - za dużo z nim jechałem i moje lekkie kontry środka ciężkości roweru weszły mi w nawyk, oraz mocniejsze dępnięcie by przyspieszyć :D Pozajechałem w Mielcu jeszcze w kilka miejsc i byłem już w domu.
Pożegnanie ze Szczawnicą© Szalony
W Łącku zatrzymałem się na śniadanie - kupiłem coś do picia i drożdżówki. Następnie szukałem po stacjach benzynowych kompresora, coby mi się łatwiej jechało, bo ręcznie dużego ciśnienia nie nabiłem po ostatnich kapciach... Dopiero w Nowym Sączu się udało na Orlenie, tam też się znów posiliłem... Wjechałem na 28 i tam dopadł mnie kryzys - może to przez słabe śniadanie - tak, że ciężko mi było wciągnąć 20 km/h, a dodatkowo zaczęy się kolejne górki. Jakoś udało mi się przez nie przebrnąć, a na zjazdach musiałem się ograniczać do 50 km/h ze względu na ładunek ciągnięty za sobą. Raz się zdażyło, że chwilę przyczpka mną zaczęła bujać, ale bardziej przyhamowałem i było już ok. Producent deklaruje bezpieczną prędkość 40 km/h na zjazdach i moim zdaniem jest to mocno zaniżone. Tą drogą krajową jechałem przez Grybów, Gorlice, Biecz - gdzie uzupełniłem płyny w bidonach - i w Siepietnicy odbiłem w lewo. Za kilkanaście km dotarłem do celu pośredniego, Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenie w Czermnej, gdzie odbywał się Oazowy Dzień Wspólnoty. Przyjechałem tam na kwadrans przed 1 i jak się okazło - ku mojej uciesze - jeszcze przed Mszą, podczas której zaczęło lać. Po spotkaniu z wieloma znajomymi, mszy i nabożeństwie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, przed 17 ruszyłem w lekkim deszczyku w kierunku Pilzna, by zdążyć przed kolejną burzą.
Czermna© Szalony
Dotarłem na 73, a w Pilznie odbiłem na remontowaną 4, którą dojechałem do dębicy. Tam odwiedziłem siostrę babci, by złożyć jej życzenia imieninowe i zjeść śniadanie/ obiad/kolację? Wcześniej zjadłem 2 drożdżówki, jabłko, czekoladę i nieświadomie, że jest piątek hot-doga - można toewentualnie pod śniadanie podpiąć. W tym czasie dojechała samochodem rodzinka, również z życzeniami, a ja wyruszyłem do Mielca drogą nr 985. Pop wyjeździe z dębicy zorientowałem się, że nie mam obudowy światełka na Extrawheelu i prawdopodobnie ją zgubiłem zahaczając o furtkę - jak się później okazało moje przypuszczenia były słuszne. Na 180 kilometrze, tuż przezd tabliczką informującą, że zaczyna się Mielec złąpałem kapcia w tylnym kole. kilka km później dotarłą rodzinka wracająca z Dębicy, więc moja decyzja była jedyna sensowna, ponieważ zapasowa dętka byłą przebita: biorę dętkę i oponę z Extrawheela, a go wsadzam do samochodu, a sam jadę do domku. Tak oto trzecie koło okazało się po raz kolejny bardziej przydatne niż myślałem :) Po 'uwolnieniu' się z 30 kg bagażu ruszyłem szybko kiwając się na boki - za dużo z nim jechałem i moje lekkie kontry środka ciężkości roweru weszły mi w nawyk, oraz mocniejsze dępnięcie by przyspieszyć :D Pozajechałem w Mielcu jeszcze w kilka miejsc i byłem już w domu.
- DST 200.71km
- Czas 08:38
- VAVG 23.25km/h
- VMAX 50.90km/h
- Temperatura 22.0°C
- Sprzęt GiGant custom
- Aktywność Jazda na rowerze